Kopalnia "Kopaliny", Kletno
Wyprawy » Kopalnia "Kopaliny", Kletno
Początek górnictwa w okolicach Kletna sięga czasów średniowiecznych. Niestety z tamtego okresu nie zachowały się prawie żadne ślady prac górniczych, sztolnie z tego okresu zostały „zjedzone” podczas eksploatacji złóż rud uranu. Złoże /uranu/ w Kletnie odkryto 15 lipca 1948 roku podczas prac przy średniowiecznych sztolniach św. Pawła (późniejsza sztolnia nr 7) oraz św. Jakuba (późniejsza sztolnia nr 9). Sztolnię nr 7 natychmiast odbudowano uzyskując z niej pewną (nieznaną obecnie) ilość rudy. Znaczne ilości rudy wydobyto również z hałdy przy sztolni nr 9. Trzecia z historycznych sztolni - tzw. mroczna otrzymała nieco później numer 11 (11a). W tym samym roku (1948) na obszarze 6 km2 (od Janowej Góry niemal po Śnieżnik) wykonano wykopy badawcze w siatce 100 m x 50 m. Rozpoznanie samego złoża prowadzono zarówno z powierzchni (wierceniami) jak i z wyrobisk podziemnych (chodnikami i wierceniami). W działalności kopalni można wyróżnić dwa okresy: Od 1948 do 1950 r. - duża intensywność rozpoznania na poziomach sztolni 11 - 22 i największe wydobycie rudy. Od 1950 - 1953 r. - wyraźny spadek wydobycia i odpowiadający mu duży przyrost objętości wyrobisk na większych głębokościach. W sumie wydobyto w Kletnie ponad 20 ton metalicznego uranu, co stanowi tylko 4,7 % uranu wydobytego w Sudetach. Całkowita długość wyrobisk górniczych wyniosła około 37 km, długość wierceń prawie 21 km z tego ponad 11 km wykonanych z powierzchni (42 otwory). Na powierzchnię wydobyto 228 tys. m3 skał, w tym z robót przygotowawczych i rozpoznawczych aż 15 tys. m3. Zmniejszające się z głębokością okruszcowanie polimetaliczne i związane z tym coraz mniejsze rozmiary ciał rudnych, nieregularne rozmieszczenie okruszcowania i wynikająca stąd coraz mniejsza ogólna wydajność złoża były przyczyną wstrzymania wydobycia. Oficjalnie, eksploatację rud uranu zakończono z końcem marca 1953 roku. Następnie kopalnia działała w ramach przedsiębiorstwa Przemysł Arsenowy w Złotym Stoku i rozpoczęto w niej wydobycie fluorytu. Występował on w postaci gniazd (do około 4,5 m średnicy) oraz żył o miąższości do kilkunastu cm. Zawartość CaF2 wynosiła w nich około 97 %. Gniazda i żyły znajdowały się w poziomach wyrobisk uranowych bądź bezpośrednio pod nimi. Od 1954 r. kopalnia podlegała Centralnemu Zarządowi Surowców Chemicznych Ministerstwa Przemysłu Ciężkiego. W latach 1954 - 1959 wydobyto tu ponad 15 tys. ton fluorytu. Ze względu na wyczerpanie zasobów eksploatację zakończono w trzecim kwartale 1958 r. a majątek kopalni przejęły Bystrzyckie Zakłady Kamienia Budowlanego. Wkrótce dolne poziomy wyrobisk kopalni uległy zalaniu, zaś do końca października 1959 r. wejścia do sztolni zawalono odstrzałami.
Nasz „skarb” z Dolnego Śląska
Dolny Śląsk można powiedzieć na skarbach stoi. Poszukiwacze unikatowych rzeczy cały czas penetrują te rejony w nadzieje, iż szczęście im się uśmiechnie i natrafią na jakąkolwiek skrytkę bądź inny mniejszy skarb.
Śląsk jednak słynie nie tylko z ukrytych tajników lecz także z przemysłu wydobywczego, który rozwijał się na szeroką skale od wielu stuleci. W dzisiejszych czasach większość zakładów górniczych (zamkniętych dopiero w XX wieku w związku z nierentownością wydobycia) niszczeje w zapomnieniu. Niektóre są odwiedzane poprzez nurków, eksploratorów bądź złomiarzy. Nieliczne zaś miały szczęście trafić pod czułe oko nowych właścicieli i stać się dobrze prosperującymi szlakami turystycznymi.
Tak czy siak, obok wcześniej działających kopalń pozostały hałdy, na które wysypywano gruz podczas prac wydobywczych. Nie wielu ludzi wie, iż jest to również wielka skarbnica. Niestety nie złota, ani dziel sztuki, ale przedmiotów górniczych posiadających wartość historyczną (kolekcjonerską).
Eksploatacja złóż na Dolnym Śląsku rozpoczęła się jeszcze w średniowieczu. Wtedy górnicy do pracy używali ręcznych narzędzi typu kilof, żelazko i pyrlik, które często gubili, zostawiali w miejscu pracy bądź wyrzucali, gdy tamte nie nadawały się do pracy. Pyrlik jest rzeczą najbardziej poszukiwaną i cenioną wśród pasjonatów przemysłu wydobywczego, gdyż trafia się bardzo rzadko. W okolicach kopalni można znaleźć także guziki, lampki oliwne, gwoździe i inne mniej lub bardziej wartościowe przedmioty.
Odwiedzając Śląsk w celach rekreacyjnych, jako pasjonaci i zbieracze przedmiotów związanych ze starym górnictwem, staramy się zawsze wyruszyć na poszukiwania jego zaginionych śladów.
Tym razem przyjechaliśmy do Złotego Stoku, by zanurkować jako uczestnicy projektu naukowego Krystiana Treli w kopalni złota „Czarna”. Od razu przyznajemy się, że skarbu pod wodą nie znaleźliśmy, chociaż każdy miał cichą nadzieję, iż nietknięty leży on od wielu lat na dnie i czeka na swoje uwolnienie. Za to czekał on na nas na starej hałdzie, pod grubą warstwą gruzu. Otóż, po kolei.
Poświętowaliśmy zakończenie projektu i następnego dnia by trochę rozwiać myśli wybraliśmy się w teren. Na jednej z hałd w Złotym Stoku udało się nam znaleźć małe żelazko bardzo rzadkiego typu i kilof. Łupy te wprawiły poszukiwaczy w zachwyt. Całego dnia jednak nie mogliśmy spędzić na tym wysypisku, ponieważ byliśmy umówieni z kolegami na zbieranie kolorowych kamyczków na hałdzie w Kletnie. Dokąd i ruszyliśmy. Po dotarciu na miejsce członkowie ekipy rozsiali się po wysypisku, zajęci gromadzeniem bardziej rzadkich niż pięknych minerałów. Jednak po pewnym czasie wszyscy zwrócili uwagę na kolegę o imieniu Paweł, który bardzo namiętnie kopał dołek. Ciekawość zmusiła nas do porzucenia swej zdobyczy i zbadania dziwnego zachowania przyjaciela. Z krótkiej relacji Pawła wynikało, iż leży tu pod ziemią coś dziwnego. Jego uwagę przyciągnął mały metalowy trójkącik, wystający z ziemi. Nie dało się go od razu wyciągnąć, więc stwierdził trochę podkopać. Jednak im bardziej tamten się odsłaniał, tym bardziej zagadkową stawała się sprawa (Fot.12). Koledzy nie pozostali obojętni wobec intrygującej sprawy i wzięli się za kopanie. Z narzędzi mieliśmy tylko malutką łopatę, parę młotków i jeden kilof, który w trakcie ambitnej pracy pękł lecz z braku innych alternatyw został zmodernizowany i dalej był używany(Fot.13). Z tej przyczyny chłopaki musieli odgrzebywać kamienie przeważnie rękoma. A więc trochę czasu im to zajęło, zanim dostali się do odpowiedzi.
Fot.12. Co to może być?
Fot.13. Narzędzie pracy
Odgrzebując nieznany przedmiot napięcie rosło wraz z odsłonięciem każdego nowego fragmentu, zakradały się różne podejrzenia, pomysłom nie było końca. Aż w końcu zobaczyliśmy zarysy kółka (Fot.14,). Sprawa stała się jasna, przed nami wagonik górniczy! Porzucony, zapomniany, zasypany gruzem, przeleżał pod ziemią kilkadziesiąt lat, zanim znowu ujrzał światło dzienne.
Nie da się słowami opisać prędkości, z jaką Paweł zaczął przerzucać kamyki. Żadna nowoczesna koparka nie dorównała by mu tempa. Przecież od dawna to było jego marzenie: znaleźć wagonik górniczy!
Fot. 14. Zarysy kółka
Praca poszła jak po maśle. Chłopaki wyryli dołek, w którym by mogli we trzech się ukryć (Fot.15). Jednak wózeczek nie chciał wyjść. Ziemia go mocno trzymała, sprawdzając zaparcie i silę woli nowego właściciela, któremu cały czas kołatało serce i męczyły wątpliwości, czy ten wymarzony wagonik jest kompletny, czy ma wszystkie kółka, czy nic się nie oderwie w trakcie wyciągania?
Fot. 15
Niebawem pojawiło się drugie kółko (Fot.16,17).
Fot.16, 17
W międzyczasie uświadomiliśmy sobie, że bez poważniejszych narzędzi nie uda się nam wyciągnąć wagonika do nadchodzącego zmroku. Z kolei zostawienie go na wierzchu wiązało się z ryzykiem, iż złomiarze bądź inni interesanci trafią na ten lup i doprowadzą sprawę do końca . Dlatego zaczęliśmy rozmyślać nad organizacją nocnej pracy w taki sposób, by nie przyciągać niepotrzebnej uwagi. Lesisty teren do tego nam sprzyjał.
Na szczęście genialne myśli krążą w powietrzu i jedną udało się nam wychwycić. Niedaleko od miejsca naszych wykopek znajdował się stos belek, przygotowanych do wywozu. Jedną z nich, trzy razy większą od siebie, przyniósł na swoich plecach kolega Robert. Posłużyła ona nam dobrym narzędziem wydobywczym (Fot.18, 19). Podważając nią wózeczek, udało się nam znacznie skrócić czas wyciągania i zdążyć skończyć prace przed nadchodzeniem zmroku. Uważać jednak musieliśmy, oby w procesie podważania robić jak najmniej gwałtownych ruchów, które by mogły uszkodzić znalezisko.
Fot. 18
Fot. 19
Po paru ładnych godzinach na twarzach ekipy wreszcie zamiast napięcia pojawił się uśmiech (Fot.20). Ziemia zniosła swoje okowy i oddała nam od wielu lat ukrywany skarb. Obawy ekipy się nie sprawdziły: wózeczek był kompletny, a ponadto mimo długiego spoczynku pod ciężkim gruntem i mocnego stanu zardzewienia wszystkie kółka się kręciły i wagonik o własnych siłach zjechał nam prosto ku samochodowi (Fot.21). Nie mieliśmy niestety więcej czasu ani sił by rozejzeć się za kolebą do wagonika i ewentualnie spróbować ją wydobyć. Lecz ta przygoda jeszcze jest przed nami.
Fot.20
Fot. 21
Jest rzadko spotykany typ wagoników, używanych wyłącznie w kopalniach w Kletnie (Fot.22). Są one bardzo małe w porównaniu do pozostałych wózków, bo korytarze, w których były używane, były wąskie. Dziś tylko trzy znajdują się w Muzeum górniczym w Kletnie.
Z racji tego, iż spodziewaliśmy się dziecka, wózeczek zabraliśmy ze sobą. I teraz czyni on nową służbę J
Fot. 22